• Inspiracja lekturami

        • 15.05.2024 19:01
        • Lektury mogą stać się świetną inspiracją do napisania opowiadania twórczego. Tak było w klasie VII. Po omówieniu ,,Balladyny" uczniowie redagowali wypracowania o swoim spotkaniu z główną bohaterką. Niekóre prace były bardzo ciekawe.
           

          ,,Niezwykłe spotkanie”

           Pewnego jesiennego poranka stwierdziłam, że wybiorę się na grzyby. Była idealna pogoda, słońce świeciło, a wczorajszy deszcz całkowicie minął. Stwierdziłam, że tym razem pójdę do odległego lasu, które poleciła mi  sąsiadka. Nigdy tam nie byłam, jednak słyszałam dużo pochwał o tamtym miejscu.

             Gdy już dojechałam, od razu znalazłam dużo grzybów, ale też malin. Niespodziewanie usłyszałam głośny szloch. Najpierw chciałam uciec, jednak stwierdziłem, że mogło stać się coś złego i poszłam za dźwiękiem. Poruszałam się bardzo powoli, niemal bezszelestnie, a szloch już prawie ustał. Nagle zobaczyłam ciemnowłosą dziewczynę, która siedziała pośród drzew. Nie wygląda jednak na kogoś ze wsi, wręcz przeciwnie. Miała długą czarną suknię i przepaskę na czole. Jednak zdawał mi się, że pod wstążką widzę czerwoną plamę.

          -  Co ty tu robisz? - zapytała agresywnie.

          - Szukam grzybów, a ty?

          - To nie twoja sprawa. - powiedziała, odchodząc.

          - Zaczekaj! - krzyknęłam za nią. - Porozmawiajmy!

          - Czego chcesz? - zatrzymała się i przestała płakać.

          - Dowiedzieć się, co się stało.

          - Jeżeli tak bardzo chcesz, to usiądź, opowiem ci.

          Lekko zestresowana usiadłam obok niej na kamieniu, podczas gdy ona zaczęła opowieść.

          - Książę do nas przyjechał, znaczy do mnie i siostry. Kazał nam maliny zbierać. Moja siostra już cały dzbanek miała, a ja zaledwie kilka. Chciałam pojechać z księciem do zamku, lecz nie miałam już szans nazbierać tylu malin, więc wzięłam nóż. Naprawdę nie wiem jak, ale wbiłam go mojej siostrze w brzuch. Naprawdę nie chciałam. Ja tylko, tylko - dziewczyna zaczęła płakać. 

          Poczekałam chwilę, a ona przez łzy kontynuowała.

           - Ja źle zrobiłam, ale teraz nie ma odwrotu. Pojechałam z księciem na zamek 

          i zamknęłam własną mamę w wieży. Nawet nie wiesz, jak teraz żałuję. Wtedy jednak okropnie się jej wstydziłam. Potem mój mąż wyjechał i przysłał skrzynię, której jednak nie pozwolił otworzyć.. Przekazał mi ją Gralon, z którym zaczął walczyć Kostryn. Ja, chcąc ratować Kostryna,  wbiłam nóż w plecy Gralona. Musiałam tak zrobić. Zabiłam też Grabca, aby zdobyć koronę. Potem ruszyłam do Gniezna, gdzie rozpętała się wojna. Po jednej stronie my, a po drugiej Kirkor. W międzyczasie rozkazałam zabić Pustelnika. Kirkor  zginął w walce. Byłam pewna, że Pustelnik i mój mąż  wiedzieli za dużo. Rozkazałam też zabójstwo kilku innych osób. Na końcu otrułam Kostryna, mojego wspólnika  A na dodatek przeze mnie moja mama zginęła…na torturach. - dziewczyna odetchnęła z ulgą, że to z siebie wydusiła.

             Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc uciekłam. Słyszałam jednak, że morderczyni biegnie tuż za mną.

          - Zaczekaj! - tym razem to  ona krzyknęła. - Nie możesz uciec!

          Ja jednak biegłam ile sił w nogach. Czułam jej oddech na plecach i nagle… wywróciłam się. Chciałam krzyknąć, jednak nim nabrałam powietrza, miecz przedziurawił mi płuca. 

             Tymczasem Balladyna była smutna. Myślała bowiem, że znalazła idealną przyjaciółkę.

          - Kolejne ciało do kolekcji - powiedziała i zabrała szczątki do zamkowej piwnicy. - Może następnym razem.

              Nagle usłyszałam krzyk. To byłam ja. Obudziłam się w swoim pokoju 

          z książką na kolanach. Stwierdziłam, że już nigdy nie przeczytam ,,Balladyny”.



           
        • więcej
        • Wiersze z okazji Dnia Kota
        • Wiersze z okazji Dnia Kota

        • 23.02.2024 17:29
        •  

          KOTY

            Kici, kici, kocie!

          Czemu siedzisz
          w namiocie?

           Idź, do domu kocie,

          nie siedź w namiocie,
          bo cię z niego wyciągnę.

          Ani mi się waż 
          wyciągnąć pazury,
          bo cię oddam  do kury,
          która ma ostre pazury

           Kura cię złapie za ogon
          wtedy zamruczysz
          , Miau miau”
          a ja się wtedy zapytam
          ,,Coś ty kocie miał/"

          Nikodem Purlis- klasa VI

           

          Był sobie kot
          Miał cztery łapy
          Rudą sierścią bogaty
          Ten kot nie stronił od psot
          Wskoczył na płot 
          Zwalił beczkę
          To taki psotny kot.
          Zamiauczał rozejrzał się wokoło 
          i wskoczył na parapet 
          Zrzucił beret 
          I zamiauczał znów wesoło

           Zuzia Michoń- klasa VI

           
          Malutki kotek jest ładniutki
          A gdy go głaszczę,
           to czuję, że jest mięciutki
          .
          Sierść ma czarną jak smoła
          Każdy za nim Kiciuś woła.
          On przybiega na to zawołanie 
          i chętnie godzi się na głaskanie.
          Mruczy wtedy zadowolony
          i pręży się uszczęśliwiony.

          Maciek Brodowski- klasa IV
           

          Mój kotek to mały psotek
          Jak wejdzie na płotek
          to boi się zejść
          Miauczy i mruga
          i prosi też
          ,,Zuziu, na rączki mnie weź”

          Zuzia Kubicka- klasa I
           

          Mój mały kotek
          to mały psotek.
          On skacze 
          na drzewo i na płotek.
          A potem nie może zejść,
          a bardzo chciał 

          myszkę zjeść.

            Szymon Połom - klasa I
           

          Moi sąsiedzi kochają koty
          Chyba 20 ich kotów ociera się o moje płoty.
          chętnie dotknęłabym jednego,
          ale uciekają i nic z tego.
          A tu patrzę…
          Jeden z tych kotów
          idzie koło mojego domu.
          Przygarnę go, 
          nikt nie powie nic złego.
          Znajdzie się w moim domku miejsce dla kotka tego.

          Dominika Norkowska- klasa VI

          OPOWIADANIE O KOCIE
           

          Pewnego dnia  poszłam na spacer do parku w Warszawie. Szłam sobie koło takiego znaku dla rowerzysty. Nagle się zatrzymałam, bo zobaczyłam obok znaku malutką kuleczką. Schyliłam się, a tam był malutki bezpański kotek. Kotek  był wygłodzony i miał ranę na brzuszku, więc go wzięłam i poszłam do domu.

           Niestety moja mama nie pozwoliła, żeby on u nas został i kazała go wynieść  z domu. Zrobiłam to, ale około godziny 21:00, gdy moja mama spała, wróciłam po kotka i wzięłam go.Wróciłam  z nim do domu nakarmiłam i go mlekiem. 

          Następnego dnia spytałam się mamy, czy może zmieniła zdanie co do tego małego kotka i czy  jednak może on u nas zostać. Na szczęście się zgodziła.

          O godzinie 14:00 pojechaliśmy do sklepu dla zwierząt, kupiliśmy tam kuwetę, miski, jedzenie dla kotów i legowisko. I tak w naszym domu pojawił się nowy lokator. Byłam szczęśliwa, kotek zresztą też. Nasza radość nie trwała jednak długo/

          Pewnego wieczoru położyłam się spać z kotkiem, ale rano jak wstałam do szkoły to kota nie było. Zasmuciłam  się bardzo.

          Razem mamą napisałyśmy i rozwiesiłyśmy ogłoszenia o zaginięciu kota. 

           Parę dni później zadzwoniła do nas pewna pani, która powiedziała, że widziała podobnego kota na  ul.Polnej, koło jej domu. Pojechaliśmy tam, ale kota nie było. Następna pani napisała że ma w domu kota z ogłoszenia. Podała numer telefonu, żeby się z nią skontaktować. Pojechaliśmy do jej domu i faktycznie była tam nasz kotek. Okazało się, że pani znalazła go obok swojego bloku, więc postanowiła go zabrać. Bardzo go polubiła i zaprzyjaźniła się z nim. Nazwała go Mruczuś. Pani była samotna, więc postanowiłyśmy z mamą, że kotek powinien z nią zostać. Kobieta bardzo się ucieszyła,.

          Wróciłyśmy do domu. Było mi smutno, że już nie mam kota, ale z drugiej strony cieszyłam się, że go uratowałam. Mruczuś ma teraz dom, w którym czuje się bezpieczny i szczęśliwy. 

                                                           Lena Kaciuba- klasa V


           
        • więcej
        • Spotkanie Lisa z Małym Księciem
        • Spotkanie Lisa z Małym Księciem

        • 22.12.2023 15:18

        • Zapraszamy do lektury kolejego ciekawego opowiadania siódmoklasitki Oliwki Nędzi. Tym razem inspiracją była niezwykła książka ,,Mały Książę".

           Ból-ostatnia rzecz, którą poczuł Lis, zanim zaczął się unosić. przez chwilę, która wydawała się wiecznością, nie wiedział gdzie jest ani co się z nim dzieje. Tymczasem jego ciało wylatywało coraz wyżej i wyżej. Po chwili ocknął się i spojrzał w dół. Ziemia, tak na pewno ona, ale setki kilometrów pod nim. Lis wystraszył się tak bardzo, że zemdlał.

          W tym samym czasie na planecie B-612 Mały Książę wesoło pogwizdując, podlewał Różę. Tego dnia wydawała się taka piękna. Gdy chciał odłożyć konewkę, zobaczył jednak coś. Tym czymś był nieregularny, rudy kształt szybujący w jego stronę. 

           -Co jeśli to dzikie bestie?! - wrzasnęła Róża, lecz zanim Mały Książę jej odpowiedział, to coś lub raczej ktoś spadł na powierzchnię ich planety.

             To był Lis, ten sam którego Mały Książę oswoił i ten, który oswoił Małego Księcia. Lis podniósł się szybko i powiedział:

           -Tak udało się! Udało się!

           -Co ty tu robisz - zapytał Mały Książę

           - W końcu się tu dostałem! - szalał z radości Lis

           - Co ty tu robisz? - spytał Mały Książę, który nigdy nie rezygnował z postawionego raz pytania.

           - Jak to co? Przyleciałem! Dzięki żmii mi się udało i teraz mogę zobaczyć, jak układają się wasze relacje z Różą.

           - Ze mną i z Różą wszystko dobrze, w końcu to przecież ja ją oswoiłem, a ona oswoiła mnie. Teraz jestem za nią odpowiedzialny, a ona jest odpowiedzialna za mnie. 

           - Bardzo mądre słowa - rzekła Róża i poprawiła swoje płatki. 

           - Czy żmija pomogła ci tak jak mi? - spytał Mały Książę.

           - Jeżeli cię też ugryzła tak mocno, że zemdlałeś i leciałeś jakieś milion kilometrów od Ziemi, to tak - odparł Lis

           - Nie, mnie nic nie bolało - rzekł Mały Książę.

           - To dobrze, teraz opowiedz, czego się jeszcze nauczyłeś podczas podróży - pytał Lis.

           - Że dorośli są trochę dziwnie i śmieszni, a poza tym że dobrze widzi się tylko sercem, a najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.

           - Bardzo dobrze - skomentował dumny Lis.

           - Nie wiem, jak mam ci dziękować za nasze rozmowy Lisie - rzekł Mały Książę.

           - Ja też jestem ci bardzo wdzięczna - wtrąciła się Róża. - Teraz żyje nam się dużo lepiej.

           - To wspaniale. Szkoda, że muszę już lecieć - odrzekł Lis. - Na Ziemi zaraz będzie noc, a ja jeszcze muszę tam wrócić. 

           - Szkoda, żegnaj Lisie - pożegnał się Mały Książę.

          - Do widzenia - powiedział Lis i ze smutkiem wrócił w przestrzeń kosmiczną, aby wrócić do domu 

            Od tamtego czasu Lis i Mały Książę spotykali się co tydzień. Zawsze na planecie Małego Księcia i rozmawiali o przygodach, których doświadczyli niedawno, ale i wspominali spotkanie na Ziemi.


           

           

        • więcej
        • Niezwykłe spotkanie z Anią Shirley

        • 20.06.2023 15:00
        • Tym razem proponujemy lekturę kolejnej pracy twórczej. Szóstoklasistka Oliwka Nędzi napisała wypracowanie o spotkaniu z niezwykłą dziewczynką- Anią Shirley, tytułową bohaterką powieści ,,Ania z Zielonego Wzgórza".

           

          Pewnego letniego dnia idąc spokojnie z psem, zauważyłam nieznajomą, która wychodziła z parku. Trochę się zdziwiłam, ponieważ znałam prawie wszystkich mieszkających w naszej wsi. Niepewnie zbliżyłam się do osoby, która z ekscytacją zaczęła do mnie biec.

             -Cześć!-wykrzyknęła- Jestem Ania Shirley, przyjechałam właśnie tutaj do dalekiej kuzynki Maryli. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy, bo inaczej strasznie bym się zasmuciła. A ty tu mieszkasz? Tu jest pięknie!

          Nieco zaskoczona pokiwałam głową.

          -To świetnie! Będę tutaj mieszkać przez cały tydzień. Będziemy mogły się bawić. A ty jak masz na imię? 

          Nie mogąc otrząsnąć się z szoku, stałam i próbowałam coś powiedzieć, jednak nie mogłam. Sposób mówienia i wygląd tej dziewczyny były bardzo oryginalne. Miała rude włosy zaplecione w dwa warkocze i mnóstwo piegów rozsypanych po całej twarzy. W końcu powiedziałam

          -Oliwia

          - O, to świetnie! To twój pies? Jest bardzo ładny. Chciałabym mieć takiego, ale Maryla się nie zgadza.

          -Tak-rzekłam.

          -To fajnie. Widzisz tamten lasek? Jest prześliczny. Co prawda też dosyć mały, ale tamte drzewa są po prostu wspaniałe.

             Ania gadała przez cały czas, a ja słuchałam, jakie to drzewa są piękne, a tamte pole i kwiaty cudowne. Po około dziesięciu minutach paplaniny zaproponowała, że pójdziemy do domów zjeść obiad, a ja chętnie na to przystałam.  Umówiłyśmy się, że za 30 minut spotkamy się pod moim blokiem.

            Siedząc w domu i jedząc obiad, opowiedziałam wszystko mamie, a ona tylko się śmiała i kazała mi się śpieszyć.Gdy wróciłam na dwór, Ania już na mnie czekała.

          -No, w końcu jesteś-powiedziała z uśmiechem.

          -Tak, przepraszam. Trochę musiałam poczekać na obiad, więc się nieco spóźniłam.

          - Nie szkodzi. Pójdziemy tam?- wskazała w stronę ulicy, wokół której rosły drzewa.- Tam jest ślicznie!

          -No dobrze- przytaknęłam.-Chodźmy.

          Spacerowałyśmy i gadałyśmy, a właściwie Ania gadała, nie dając mi dojść do słowa przez około dwie godziny. Pod wieczór wybrałyśmy się na moją działkę, aby rozpalić ognisko i upiec kiełbaski. Na działce wiedziałam o niej prawie wszystko, ponieważ  rozgadała się o swojej przeszłości. Gdy już zjadłyśmy, zobaczyłyśmy dwie zbliżające się do nas postacie. Ania wyjaśniła mi, że to najprawdopodobniej Maryla i Mateusz, którzy przyszli ją odebrać, ponieważ robiło się już późno. 

          Nagle moja mama, która była z nami na działce, krzyknęła:

          -O jeny! Co się stało z tym drzewem?!

          Spojrzałam na nią i zobaczyłam, że coś wskazuje. Obejrzałam się w tym kierunku, a tam leżała połamana gałąź jednej z jabłoni. Zdziwiłam się i spojrzałam na Anię, jednak zanim zdążyła się odezwać, usłyszałam:

          -Dzień dobry!

          Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegł głos i zobaczyłam dwoje ludzi. Oboje byli normalnego wzrostu, a na twarzach mieli szeroki uśmiech.

          -Dzień dobry-odpowiedziałam.- Państwo pewnie po Anię?

          -Tak, zrobiło się późno, a Ania musi iść spać- powiedziała zapewne Maryla.

          Moja mama w międzyczasie zdążyła podejść do drzewka i sprzątnąć gałąź. Niespodziewanie Ania powiedziała:

          - Poczekaj Marylo! Widzisz, co tam się stało? To ja biegając, złamałam tę gałąź. Bardzo państwa przepraszam. Możecie mi juz nie pozwolić tutaj przyjść.

          I wtedy się rozpłakała. Zaczęliśmy ją uspokajać i wyjaśniliśmy, że nic się nie stało.

             Mateusz, Maryla i Ania już poszli, więc my też wróciliśmy do domu. Tego dnia nauczyłam się, że warto przyznać się do winy niezależnie od tego, co się zrobiło.


           
        • więcej
        • Opowiadanie twórcze na podstawie legendy

        • 29.05.2023 17:45
        • Kolejna ciekawa praca. Tym razem proponujemy lekturę opowiadania twórczego na podstawie legendy o Twardowskim. Autorką jest szóstoklasistka Oliwka Nędzi.
           

             Pewnego razu pan Twardowski postanowił wrócić na Ziemię, ponieważ bardzo tęsknił za Krakowem. Zawołał więc swojego koguta i  poleciał w kierunku naszej planety. Twardowski bał się, że gdy tylko stanie na Ziemi, diabeł zabierze jego duszę, jednak wolał oddać duszę szatanowi niż ciągle tęsknić.

             Po upływie kilku minut był już w Krakowie, w swoim domu. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było najedzenie się do syta, po czym wyszedł na spacer, żeby zobaczyć, jak zmienił się Kraków. Do domu wrócił wieczorem, niemal zapominając o diable. 

          Gdy położył się spać, usłyszał drapanie w drzwi.

          - Kto tam? - spytał niepewnym głosem Twardowski. 

          Drzwi się otworzyły z ogromnym impetem, a do środka wszedł diabeł.

          - Nie pamiętasz naszej umowy?- zapytał uśmiechnięty szatan.

          - Oczywiście, że pamiętam- odrzekł Twardowski. Jednak duszę będziesz mógł odebrać mi tylko w Rzymie, a to Rzym nie jest.

          - Nie bądź pan taki pewny, zobacz pan na swoje drzwi, to inaczej pan będziesz mówił.

          Twardowski niepewnie podszedł do drzwi i wyszedł z mieszkania, aby je zobaczyć od zewnątrz.

          - I co pan teraz powie? To gdzie pan się znajduje? - zapytał szatan.

          Na drzwiach był napis ŻYM i Twardowski zaczął się śmiać.

          - O co chodzi?- zapytał zdezorientowany szatan.
          - Niech się pan upewni, jak się Rzym pisze, a dopiero później tu przyjdzie.

          Diabeł nie wierzył Twardowskiemu, spojrzał na umowę i na drzwi. Rzeczywiście źle napisał to słowo. Twardowski w międzyczasie uciekł z mieszkania jak najdalej, zanim diabeł zdążył poprawić błąd.

             Teraz Twardowski żyje z dala od Krakowa, jednak wciąż spotyka szatana próbującego go namówić, by trafił do Rzymu. I tak będzie jeszcze przez wiele lat, dopóki diabeł go nie złapie. 


           
        • więcej
  • Galeria zdjęć

      brak danych